Niedawno wpadłem na pomysł, żeby zająć się handlem książkami. Używane książki nie należą może do towarów przynoszących największe zyski, więc wiedziałem, że nie wpłynie to jakoś radykalnie na moje finanse, jednak zwyczajnie miałem na to ochotę. Uwielbiam czytać, lubię zapach papieru, a stare tomy mają w sobie jakąś tajemnicę, historię, którą naprawdę uwielbiam odkrywać. Wielokrotnie w książkach kupowanych w antykwariacie odkrywałem na przykład arcyciekawą dedykację stanowiącą unikalną pamiątkę jakiejś epoki, czy notatkę która mówiła o tym, jak właściciel książki odnosił się do zawartego w niej tekstu.
Mój książkowy biznes niestety zupełnie nie wypalił. Do stycznia tego roku byłem chyba ostatnią osobą na świecie, która nie miała konta na allegro. Konto wreszcie założyłem, ale za Chiny Ludowe nie byłem w stanie rozeznać się w zawiłościach kosztów wysyłki i w efekcie chcąc dotrzymać umowy za wysyłkę sprzedawanych książek musiałem zapłacić więcej niż uzyskałem od nabywców. To było naprawdę głupie.